W erze cyfrowych relacji, mediów społecznościowych i aplikacji randkowych, stworzenie atrakcyjnego opisu o sobie stało się jednym z najtrudniejszych, a jednocześnie najbardziej istotnych zadań. Niezależnie od tego, czy chodzi o krótką notkę na profilu randkowym, opis w aplikacji networkingowej, czy bio na stronie osobistej, ludzie wciąż wpadają w tę samą pułapkę – brzmią, jakby pisali własne CV. Opisy są suche, pełne przymiotników bez treści, czasem nawet wyliczają umiejętności i doświadczenia, zupełnie jakby druga strona miała ich zatrudnić, a nie poznać. To podejście nie tylko zabija spontaniczność, ale i sprawia, że potencjalny odbiorca nie czuje się zaproszony do żadnej formy relacji. Dlaczego tak się dzieje i co można zrobić, by temu zaradzić?
Pisanie o sobie to jedno z najbardziej intymnych wyzwań, z jakimi mierzy się współczesny człowiek. Opis ma być z jednej strony szczery, a z drugiej – strategiczny. Ma pokazywać nas w świetle, które przyciąga, ale nie udawać kogoś, kim nie jesteśmy. Ten balans między autentycznością a autoprezentacją jest niezwykle delikatny i właśnie dlatego tak wielu ludzi sięga po schematyczne formuły, zbliżone do języka zawodowego. To bezpieczna przestrzeń – piszemy tak, jak nauczyliśmy się w szkole czy w pracy, korzystając z utartych zwrotów i neutralnych fraz. Niestety, w kontakcie osobistym to po prostu nie działa.
Człowiek nie chce poznać drugiego człowieka jako funkcji – chce poczuć osobowość, energię, historię. Dobry opis nie musi być obszerny, ale powinien dawać chociaż cień wyobrażenia, kim jest osoba po drugiej stronie. Jeśli ktoś pisze o sobie: „lubię podróże, muzykę i dobre jedzenie”, to równie dobrze mógłby napisać: „jestem człowiekiem”. Taki opis nic nie wnosi, ponieważ nie pokazuje jak te rzeczy przeżywa, w jaki sposób się nimi interesuje, co go w nich porusza. Bio nie powinno być zbiorem faktów, tylko zaproszeniem do fragmentu rzeczywistości, która należy wyłącznie do nas.
Jednym z powodów, dla których tak wiele opisów brzmi sztywno, jest strach przed oceną. Ludzie nie chcą wypaść naiwnie, banalnie, infantylnie – i w tej obawie przywdziewają maskę profesjonalizmu. Piszą, jakby składali raport: „mam 40 lat, jestem aktywny, pracuję w branży, lubię sport i kino”. Wszystko poprawne, wszystko zgodne z prawdą, ale nic nie zapada w pamięć. To trochę jak przeczytać etykietę na produkcie – człowiek wie, co kupuje, ale nie ma do tego emocjonalnego stosunku. A przecież bio to nie etykieta. To kawałek nas, przeniesiony w słowo, które ma zatrzymać uwagę i może – jeśli dobrze się uda – wywołać uśmiech, refleksję lub iskierkę zaciekawienia.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że pisanie bio to często próba pokazania „najlepszej wersji siebie”. Problem polega jednak na tym, że w tej wersji brakuje... człowieczeństwa. Ludzie nie łączą się z doskonałością. Łączą się z niedoskonałościami, z tym, co autentyczne, nieoczywiste, czasem dziwaczne, ale prawdziwe. Jeśli ktoś pisze, że co piątek kupuje kwiaty na lokalnym targu, bo przypominają mu dzieciństwo u babci, to jest to bardziej zapadające w pamięć niż cała lista cech osobowości. To konkretny obraz, coś, co działa na zmysły, coś, co można sobie wyobrazić. I to właśnie obrazy, emocje, detale sprawiają, że bio zaczyna żyć.
Zamiast więc pisać, że jesteś „ambitny”, pokaż, jak ta ambicja wygląda w życiu codziennym. Może budzisz się o 5 rano, żeby biegać, bo chcesz wystartować w maratonie? A może jesteś osobą, która uczy się języka obcego oglądając kreskówki bez napisów? To są historie – i to historie przyciągają ludzi. Nie musisz mieć osiągnięć na poziomie olimpijskim ani przemieniać codzienności w bajkę, wystarczy, że pokażesz coś, co naprawdę jest Twoje. Może to być sposób parzenia kawy, relacja z ulubionym miejscem w mieście, albo dziwny rytuał przed snem. W bio nie chodzi o to, by zachwycać, tylko by poruszać.
Innym problemem zbyt wielu opisów jest ich ton – często zimny, oficjalny, pozbawiony życia. Brakuje w nich języka mówionego, naturalności, której używamy na co dzień. To tak, jakby ktoś w rozmowie zaczynał od: „Jestem osobą komunikatywną i nastawioną na cele.” Brzmi to sztucznie, a przecież nikt tak nie mówi. Pisząc bio, warto odwołać się do języka, jakiego używamy w rozmowie z przyjacielem. Czy opowiedziałbyś mu o sobie w taki sposób, jak napisałeś to na profilu? Jeśli nie – to znaczy, że coś jest nie tak. Tekst musi brzmieć jak Ty, a nie jak wzór z poradnika o autoprezentacji.
To, co czyni opis wyjątkowym, to nie efektowność, lecz prawdziwość. Lepiej napisać mniej, ale od serca, niż więcej i bez duszy. Czasami jedno zdanie potrafi więcej powiedzieć niż cały akapit – pod warunkiem, że jest w nim charakter. Ktoś może napisać: „Nie umiem robić naleśników, ale i tak próbuję w każdą niedzielę.” I już mamy obraz – nie tylko człowieka z konkretną cechą, ale też z rytuałem, z humorem, z dystansem. Bio to nie miejsce na doskonałość – to miejsce na siebie.
Kolejnym błędem, który sprawia, że opis brzmi jak CV, jest używanie języka rezultatów i osiągnięć. Oczywiście, można wspomnieć, czym się zajmujemy, ale nie to powinno być osią opowieści. Praca nie definiuje człowieka, choć często bywa ważnym elementem tożsamości. Jeśli więc pojawia się w bio, niech będzie opowiedziana z osobistej perspektywy – nie jako rola zawodowa, ale jako część życia. Może Twoja praca to coś, co daje Ci poczucie celu, a może wręcz przeciwnie – coś, co starasz się równoważyć pasją. Obie wersje są ciekawe, jeśli pokazują prawdziwą relację z tym aspektem codzienności.
Ważna jest też odwaga, by pozwolić sobie na nutę niedoskonałości. W bio nie chodzi o to, by być idealnym kandydatem – chodzi o to, by być kimś, kogo ktoś inny może chcieć poznać. Ludzie, którzy piszą z dystansem do siebie, często przyciągają bardziej niż ci, którzy starają się brzmieć jak ideał. Żart, autoironia, subtelne wyznanie – to wszystko buduje most. Bo człowiek nie zakochuje się w opisie – zakochuje się w tym, co między słowami.
Na koniec warto sobie zadać jedno pytanie: po co to bio? Jeśli odpowiedź brzmi: „żeby ktoś mnie zauważył”, to znaczy, że warto zadbać o to, by nie zniknąć w tłumie takich samych tekstów. Żeby nie być kolejnym „otwartym na nowe doświadczenia”, kolejnym „kochającym życie”, kolejnym „aktywnym i pozytywnym”. Lepiej być jednym z tych nielicznych, którzy odważyli się napisać coś naprawdę swojego – nawet jeśli nie spodoba się to każdemu. Bo dobre bio nie jest dla wszystkich. Jest dla tego jednego spojrzenia, które zatrzyma się na Twoich słowach i pomyśli: „To brzmi jak ktoś, kogo chcę poznać.